Remington 1863 Pocket.
W drugiej połowie XIX wieku firma E. Remington & Sons dostrzegła potencjał drzemiący w małych kieszonkowych rewolwerach lubianych przez cywili. To głównie dzięki swoim wymiarom Pockety Samuela Colta zyskały taką sławę mimo wielu wad względem większych „krewnych”. Dlaczego więc Remington miał poprzestać na produkcji dużych rewolwerów z lufami 8 i 7,5″? Był co prawda New Army Sheriff z lufą 5,5″, ale on również nie był stricte pocketem.
Łatwo się domyślić, że w wyniku tego „oświecenia” powstał rewolwer Remington M1863 Pocket w kalibrze 0,31 cala.
Broń ta miała lufę długości 3,5″, więc o pół cala krótszą niż „maluch” Colta – model 1849. O możliwości bezpiecznego przenoszenia broni z załadowanymi wszystkimi pięcioma komorami decydowały piny zabezpieczające znane z rewolweru New Army, konstrukcja szkieletu pozwala na dość szybką wymianę bębnów, tak jak w New Army. Gdyby nie rezygnacja z klasycznego kabłąku spustowego właściwie byłaby to tylko miniatura dużego M1858.
Niektórzy sądzą, że usunięcie kabłąku wpływa na wygodę obsługi tak małej broni, inni, że jej walory estetyczne dzięki temu wzrastają.
Osobiście sądzę, że nie jest to złe rozwiązanie, spust jest schowany do momentu napięcia kurka, więc nie grożą mu uszkodzenia mechaniczne, dobycie tak małej broni dzięki temu może być szybsze i wygodniejsze, jak choćby w zimę – chodząc w rękawiczkach. (nie zmienia to faktu, że nadal to spore wyzwanie) Krótsza o pół cala lufa niż w Pockecie Colta na pewno nie owocuje lepszą celnością, natomiast pewnie na standardowych dystansach „stolika do gry” była ona nadal wystarczająca, a to pół cala – niby niewiele, korzystnie wpływa na szybsze dobycie takiej broni, oczywiście jeszcze łatwiej jest ją ukryć. Producenci replik tego modelu zalecają nadkalibrowe kule .321, oraz ok. 10 grainów czarnego prochu o granulacji FFFg, często jednak jak w wypadku wielu czarnoprochowców naważkę prochu musimy dobrać indywidualnie dla naszej broni, wiele osób używa także drobniejszego prochu z dobrym efektem, jednak chyba każdy się zgodzi, że nie ma powodu ładować „ile wlezie” do bębna rewolweru z tak krótką lufą – większość prochu spali się już po opuszczeniu lufy. Nie jest to broń stworzona do strzelania tarczowego, również energia pocisku z niej wystrzelonego jest umiarkowana. Jeśli ktoś narzeka na mały/krótki, lub nieporęczny jego zdaniem chwyt Remingtona 1858, a myśli nad zakupem pocketa powinien mieć świadomość, że kieszonkowe rewolwery są KIESZONKOWE, więc warto pamiętać że minimalizacja zabiła w tym modelu wszystkie zalety dużych rewolwerów.
Piszę to dlatego, że nie każdy zainteresowany ma świadomość, że jego potencjalny nabytek będzie nadawał się wyłącznie do rekreacji. W XIX wieku zakup takiej broni miał jakiś sens, bo używano jej do obrony, lub jako dodatkowej broni wsparcia – na dystans kilku, góra kilkunastu metrów. W dzisiejszych czasach, gdzie strzelectwo czarnoprochowe uprawia się w sterylnych warunkach strzelnicy, a strzelcy oceniają swoje nabytki najczęściej pod kątem celności ćwicząc się na długich dystansach, broń kieszonkowa z XIX wieku stanowi dla nich rekreację bez parcia na wyniki, oraz ciekawy dodatek do kolekcji.