Golden Mask Coin Killer – pierwsze wrażenia
Po pięknej drugiej połowie stycznia warunki pogodowe nie rozpieszczają. Wraz z dostarczeniem do testów wykrywacza Golden Mask Coin Killer dostarczono festiwal niekorzystnej, zmiennej pogody. Od potężnego wiatru, poprzez deszcz, na śniegu (w tym momencie padającym) kończąc. Doszły do tego jeszcze inne czynniki losowe utrudniające przeprowadzenie wszystkiego jak należy, ale udało się wyjść kilka razy w teren. Pierwsze koty za płoty, a właściwie w teren.
Przyjrzyjmy się zatem Coin Killerowi kompleksowo, od samego początku. W pudle z detektorem dostałem trzy cewki (o których więcej będzie trochę później), ładowarkę sieciową i instrukcję. Tu pojawia się pierwszy zgrzyt, ponieważ instrukcja w języku polskim ma dwie strony. Coin Killer jest wykrywaczem z segmentu „B” wykrywaczy (tak określam sprzęty, które cenowo i możliwościami oscylują w granicach standardów wyznaczonych przez wykrywacze kosztujące w granicach 1500zł), który stosunkowo często trafia do rąk poszukiwaczy mniej doświadczonych lub wręcz nowych. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to sprzęt skomplikowany, niemniej dla wielu osób brak pełnej instrukcji będzie z pewnością minusem (spotkałem się zresztą już z tym zarzutem w sieci) i bardzo nieprzyjemną niespodzianką po zakupie.
Sam wykrywacz prezentuje się solidnie. Wykonany prawidłowo z elementów o dobrej jakości. Teleskopowy wysięgnik pozwala na bardzo płynną regulację długości Coin Killera, co jest niewątpliwą zaletą dla osób wysokich bądź lubujących się w przeczesywaniu terenu bardzo szerokimi ruchami. Podłokietnik stalowy, z rzepem mocującym. W zestawie też skórzana wyściółka dla tych bardziej wygodnych.Trochę przeszkadza brak regulacji długości między uchwytem a podłokietnikiem. Przedział akumulatora bardzo solidny – nie ma obaw o jego uszkodzenie, a w przypadku zastosowania dostępnego skórzanego pokrowca, nawet pobrudzenie. Wtyk ładowarki nie jest niestety zabezpieczony, a rękojeść nie jest gumowana. Brak zabezpieczenia nieco dziwi, gdyż umiejscowiony obok nieco wtyk jack doczekał się solidnej, gumowej uszczelki.
Przechodząc do elektroniki – wygląda bardzo porządnie. Plus za polską wersję językową na panelu przednim oraz niezłej jakości potencjometry – chodzą sztywno. Rozlokowanie potencjometrów poprawne, aczkolwiek w przypadku osób leworęcznych strojenie do gruntu za pomocą jednej ręki nie będzie zbyt wygodne (nie jest to jednak jakakolwiek wada). Na panelu mamy opis funkcji i logo polskiego dystrybutora. Puszka zrobiona jest dobrze, nic nie trzeszczy. Na uwagę zwraca nietypowe ulokowanie głośnika – w puszce pod podłokietnikiem – mam pewne obawy co do odporności na warunki atmosferyczne (chodzenie w deszczu/śniegu). Podczas lekkich opadów głośnik zabezpiecza nasze przedramię, więc wszystko powinno być w porządku.
Cewki do Coin Killera dostałem do testów trzy – dwie dwunastocalowe (Spider oraz Fighter) oraz pięciocalową snajperkę. Kable do cewki niezbyt długie, rzekłbym „na styk”. Wykonanie cewek bez zarzutu, brakowało mi tylko osłon na dwóch z nich. Plus dla producenta za zatyczki gumowe przy wtyczce – proste i genialne rozwiązanie eliminujące problem zanieczyszczania wtyczki podczas transportu. Uszy wylane solidnie, z uszkodzeniami tego elementu nie powinno być żadnych kłopotów.
Nieco kontrowersyjną rzeczą jest dla mnie akumulator. Ten trend w designie mocno popchnął do przodu XP Deus i jest on coraz szerzej stosowany przez innych producentów. Niestety w instrukcji do Golden Maska nie znajdziemy żadnych informacji związanych z prawidłowym użytkowaniem sprzętu tak, by nie szkodziło to akumulatorowi. Wychodziłem na kilkugodzinne eskapady z Coin Killerem i sprzęt nie sprawiał żadnych kłopotów związanych z ładowaniem, niemniej na tygodniowe wypady do głuszy niekoniecznie takie rozwiązanie jest najlepsze.
Wyjdźmy jednak na zewnątrz. Coin Killer posiada ręczne strojenie do gruntu – potencjometr jest precyzyjny, a cała procedura trwa chwilę. Wykrywacz nie miał problemów z dostrajaniem się na różnych glebach (od torfowiska po piaski) i zaznaczyć trzeba, że nastawy strojenia różniły się od siebie znacząco, więc nie ma tu mowy o triku stosowanym czasem w wykrywaczach ze strojeniem, które nazywam „bardzo zgrubnym”. Regulacja głośności ma dużą skalę – można rozkręcić wykrywacz tak, że cała okolica będzie wiedziała, że coś mamy. Choć to sprzęt dedykowany do chodzenia w słuchawkach (dlaczego, o tym później), to nie będzie problemu z słyszalnością sygnałów duchów po ustawieniu odpowiedniego poziomu głośności (przy czym płytkie duże sygnały potrafią wtedy nieco urwać głowę).
Czułość regulowana w dużym zakresie pozwala dostosować ją do wszelkich potrzeb. Wykrywacz nie ma tendencji do wariowania w pobliżu linii wysokiego napięcia, zaś na terenach mocno zaśmieconych bardzo pomaga schodzenie z czułości – kosztem nie aż tak dużej utraty zasięgu zyskujemy mniej nerwowe zachowanie detektora. Pokrętło dyskryminacji za to pełni rolę bardziej dekoracyjną niż praktyczną. Co prawda możemy sobie kręcić nim do woli, ale na dyskryminowanie przedmiotów żelaznych nie ma to większego wpływu. Na szczęście nie jest to dużym problemem, gdyż wykrywacz nie ma problemów z sygnalizowaniem obecności stali niskim tonem, zaś bardzo dobra separacja pozwala udanie eksplorować nawet dość mocno zanieczyszczone złomem miejscówki. Przełącznik hebelkowy daje nam możliwość przejścia między trybem Audio i Iron Audio. Bardzo gorąco polecam tryb Iron Audio, gdyż pomimo tego, że detektor wydaje dużo więcej dźwięków, to wartość tych informacji jest czasami nieoceniona. Tryb Audio wycisza dźwięki od żelaza i w przypadku sygnału przy stali wyciszanie potrafi delikatnie przymaskować sygnał kolorowy.